Skompromitowani.

Stadion Górnik Złotoryja
Stadion Górnik Złotoryja

Inauguracyjna porażka ze Spartą Grębocice 1-2 miała podrażnić, pobudzić zespół Mirosława Zielenia. do dalszej, wytężonej pracy, ponieważ Górnik, jak wiadomo, aspirować powinien do awansu do wyższej klasy rozgrywkowej. Przełamanie miało nastąpić w tej kolejce, a rywal ku temu zdawał się być wymarzony. Do Złotoryi przyjeżdżał beniaminek legnickiej okręgówki, Rodło Granowice, który w pierwszej kolejce pokonał wprawdzie Zamet Przemków 2-1, nikt jednak nie traktował tego rywala poważnie. Rzeczywistość okazała się jednak być dużo bardziej brutalna. Lekceważona drużyna gości z niepozornej wsi pod Jaworem pobiła faworyzowanych gospodarzy 4-0.

Już na samym początku meczu katastrofalny w skutkach błąd popełnił bramkarz Żółto-Zielonych. Po jego wybiciu piłka trafiła do jednego z zawodników Rodła, który nie miał problemów z pokonaniem naszego golkipera. Szyderczym okrzykom kibiców zgromadzonych w sobotnie popołudnie na złotoryjskim Estadio da Gruz nie było końca. Poziom meczu nie powalał na kolana. Górnik nie potrafił zagrozić bramce drużyny gości, nasi zawodnicy nie mieli pomysłu na grę. Raz dobrą sytuację w zamieszaniu podbramkowym miał młody Dawid Kufel, ale gdy składał się do strzału, by wpakować futbolówkę do bramki, jego noga o centymetry minęła piłkę. Szczęście było o krok. Pała goryczy przegięła się pod koniec pierwszej części gry. To ewidentnie nie był dzień Rafała Golby, który nie dość, że zawiódł przy pierwszej straconej bramce, to jeszcze sprokurował rzut karny dla rywali, choć trzeba przyznać, że sędzia dał chyba się nieco nabrać na iście aktorski upadek jednego z zawodników Granowic, co oczywiście nie przeszło bez echa; kibice zgodnie wznieśli okrzyki godzące w jego dobre imię i poddające w wątpliwość orientację seksualną. Tak czy inaczej, jedenastka została wykorzystana, a Górnik schodził na przerwę przegrywając 0-2.

W drugiej połowie obraz gry się nie zmienił. Górnik próbował, wyjątkowo nieudolnie, odrobić straty, lecz kolejne, coraz bardziej rozpaczliwe próby wzbudzać mogły co najwyżej śmiech politowania i salwy przekleństw. Choć na skrzydłach dwoił się i troił Karol Nowosielski, niewiele z tego wyniknęło, brakowało kogoś, kto mógłby zamienić jego liczne dośrodkowania na gole.  W środku pola dobrą robotę wykonywał Łukasz Stachowski, to jednak jedyni zawodnicy Górnika, których można było choć trochę pochwalić za grę w dzisiejszym meczu. I mimo tego, że Górnik nie potrafił, a piłkarzom z Granowic nie bardzo się chciało forsować tempo, to po przerwie zobaczyliśmy  jeszcze dwa gole dla drużyny przeciwnej, zwłaszcza gol na 3-0 był szczególnej urody, jego zdobywca popisał się efektownym uderzeniem z narożnika pola karnego w długi róg, czwarty zaś padł po sytuacji sam na sam z bramkarzem.

Górnik istniał dziś na boisku tylko teoretycznie, były minister spraw wewnętrznych i administracji Bartłomiej Sienkiewicz nazwałby to m.in. "kamieni kupą". Wyglądało to wyjątkowo żałośnie, nawet jak na standardy klasy okręgowej. W kolejnych meczach z Prochowiczanką i Orlą Wąsosz marginesu błędu nie będzie. Trzeba się spiąć, bo w przeciwnym razie, drużynę czeka powrót do A-Klasy i mecze podwyższonego ryzyka z Wilkowianką Wilków. A chyba nie takie były przedsezonowe cele?

To pole jest wymagane
To pole jest wymagane
captcha To pole jest wymagane

Udowodnij ,że nie jesteś robotem, podaj wynik powyższego działania.