Bezdomni w szpitalu- czyj to problem?
Wiemy, że od wielu lat zmorą poczekalni Szpitala im. A. Wolańczyka są w zimie bezdomni. Koczują całymi dniami, straszą pacjentów, zaczepiają lekarzy, śmiecą, załatwiają swoje fizjologiczne potrzeby i śpią na szpitalnych ławkach. Taka sytuacja nie jest czymś nadzwyczajnym , tylko w innych miejscowościach dawno sobie z problemem poradzono.
U nas nikt nie ma sposobu, ani pomysłu na rozwiązanie. Dlaczego?
Rozmawialiśmy w tej sprawie z radnym Pawłem Maciejewskim, bo byliśmy ciekawi, co o tym sądzą radni? Skoro burmistrz nie może, starosta nie może, władze szpitala, policja i straż miejska nie mogą, może radni coś wymyślą?
Oto , co nam powiedział:
Ja bym załatwił to w ciągu miesiąca. Nie może być tak, żeby oni przychodzili , spali, koczowali i załatwiali potrzeby fizjologiczne. Lekarze i pielęgniarki nie mogą pracować w takich warunkach. Tam przecież przychodzą matki z dziećmi i boją się usiąść w poczekalni. Bezdomni są bardzo agresywni. Sam miałem nieprzyjemną sytuację.Dla mnie nie był to problem, ale lekarz czy pielęgniarka nie jest od tego, żeby się z nimi szarpać. W innych szpitalach jest ochrona i tego typu sytuacji nie ma. U nas wszyscy wiedzą, że można wejść, bo nikt się tym przez kilka lat nie interesuje.
Z drugiej strony nie można też tych ludzi wyrzucić ze szpitala i nie martwic się czy zamarzną, czy nie.
Ja widziałem w Polsce kilkanaście ogrzewalni dla bezdomnych. I to nie są wielkie pieniądze. To nie jest żadna wielka inwestycja, ma być ciepło i woda. Wystarczy kilka krzeseł. Nie ma to być noclegownia- chodzi tylko o to, żeby ci ludzie nie zamarzli. Powinno być czynne od jesieni do wiosny, dopóki jest zimno na zewnątrz.
Takich miejsc w Złotoryi kilka by się znalazło, na przykład na Konopnickiej w Klubie Seniora, na Karola Miarki- jest remontowany dom, dla ludzi niepełnosprawnych i upośledzonych.
Problem jest i trwa zdecydowanie za długo. Ktoś musi coś z tym zrobić, pytanie tylko : kto, kiedy i jak?