Wnioskowanie na przykładzie oświadczeń majątkowych

Żurawski Ireneusz
Żurawski Ireneusz

W zeszłym tygodniu złotoryjski magistrat opublikował oświadczenia majątkowe kierownictwa Urzędu Miejskiego w Złotoryi. Niby nic nieznacząca informacja, niby zaglądanie komuś do portfela, ale... ukazuje kilka ciekawych spostrzeżeń.

Wiadomo, że nasz burmistrz, jak każdy wójt gminy, swoje oświadczenie majątkowe składał do wojewody. Jego współpracownicy do szefa jednostki, czyli burmistrza. W oświadczeniu majątkowym burmistrza w dochodach widnieje pozycja ok. 110 tysięcy złotych, a po niej dopisek "netto", czyli potoczniej "na rękę". W przypadku jego pracowników widnieją wyższe kwoty, ale dopisek "brutto", czyli "bez odliczenia podatków i składek". Stąd rodzą się dwa pierwsze wnioski.

Jeden ze znajomych redaktorów konkurencyjnego serwisu napisał o kwotach, ale w przypadku burmistrza nie użył ani "netto", ani "brutto". Słusznie wśród komentującej osoby pojawiła się wątpliwość typu "szef zarabia najmniej". Jednakże twierdzenie to jest fałszywe, bo "szef zarabia najwięcej". Podobny błąd popełnił także redaktor innego serwisu informacyjnego.

Drugi wniosek jest niejako uogólnieniem wniosku pierwszego. Jest nim ogólny fakt niejednolitości wypełniania wszelkich oświadczeń majątkowych. Na ich podstawie wiele redakcji tworzy rankingi nie zwracając w ogóle uwagi na to "netto", czy "brutto". Nic nie warte są tego typu rankingi! Z podobnych danych na wejściu tworzy się wśród społeczeństwa zmanipulowany obraz jak to jedna grupa zarabia na "rękę" tylko 1.5 tysięcy złotych, a ktoś tam zarabia "2.5 tysiąca" brutto. Porównywanie wartości, które są bez jednostek, jest zupełnie niewymierne. Z tym każdy człowiek styka się już od najmłodszych lat ucząc się fizyki.

Trzeci wniosek jest taki, że charakter motywacyjny wynagrodzenia wśród wielu wójtów, czy burmistrzów już nie ma żadnego znaczenia. Zdają sobie sprawę, że Radzie Gminy ciężko jest obniżyć im pensję (trzeba wykazać stosowne uzasadnienie) i że to się raczej nie zdarza. Z drugiej strony wiedzą, że zarabiają ponad 90% maksymalnej możliwej do zarobienia przez nich pensji. Czy to nie jest na tym etapie krzywdzące dla podnoszenia sobie poprzeczki? Pomyślmy o ile byłoby ciekawiej, gdyby wysokość ich wynagrodzenia rozstrzygała się raz na 4 lata podczas... 1 tury wyborów. Załóżmy istnienie tych minimalnych progów. Kandydat, który został burmistrzem, a w pierwszej turze miałby np. 25% głosów dostawałby pensję w wysokości 125% minimalnej. Motywujące?

Ostatni wniosek jest taki, że rozporządzenie o wynagradzaniu pracowników samorządowych i zawarte w nim stawki maksymalne nie są najlepszym pomysłem. 160 tysięcy brutto to ok. 110 tysięcy netto, to daje średnio 9100 zł na miesiąc. Jak to się ma do zarobków prezesów spółek komunalnych z większych miast, którzy niekiedy zarabiają 60% więcej niż ten, który ich zatrudnia. To też czynnik, który decyduje, że wielu dobrych ekonomistów, czy ludzi z innych branż "nie rajcuje" wyścig o stanowisko burmistrza. Bo czy 9100 zł/miesięcznie nawet dla lokalnego biznesu to jest chociaż rekompensata za rezygnację z prowadzenia działalności gospodarczej, albo posiadanie mniej niż 10% udziałów?

Dlatego uważam, że ocena pensji włodarzy powinna jawić się tylko tym, czy jest proporcjonalna do efektów ich pracy i czy jest jakiś element motywacyjny. Nie uważam, że 9100 zł "na rękę" pensji dla menedżera "przedsiębiorstwa" z rocznym budżetem 50 mln zł to jest za dużo. Wręcz przeciwnie. Jednak... 98% maksymalnej możliwej pensji uważam, że nie zawiera już w sobie czynnika motywującego. Tym bardzeij, że w tym specyficznym przedsiębiorstwie kontrakt podpisany na 4 lata w 99,9% przypadków oznacza pewność zatrudnienia niezależnie od wyników.

KPP
To pole jest wymagane
To pole jest wymagane
captcha To pole jest wymagane

Udowodnij ,że nie jesteś robotem, podaj wynik powyższego działania.